sobota, 26 maja 2018

3. Natłok wrażeń...

     Gdy się obudziłam strasznie piekły mnie oczy. Odkrywając głowę odkryłam, że niestety nadal jestem w tym paskudnym miejscu.
     - Długo spałam? - Pytanie skierowałam w stronę siedzącej na obrotowym fotelu Melanii. Oglądała właśnie jakiś serial dla dzieci, coś o tańcu. 
     - Ja wiem, z godzinę? - Uśmiechnęła się łagodnie. Ten gest był tak bardzo nienaturalny w jej wykonaniu, że nie mogłam zareagować inaczej niż podejść do niej i ją uściskać. Tak też zrobiłam. 
     - Jak się czujesz? - Wyszeptałam wtulona w jej włosy. 
     - Paskudnie. - Jęknęła trzęsąc się. Po chwili jej ciało zatrzęsło się a ja poczułam pierwszą łzę w okolicach prawego ucha. 
     Melania zawsze była twarda, nigdy nie płakała przy członkach rodziny. Kilkukrotnie słyszałam jak robi to w samotności w pokoju ale przy nas było raczej jak... 

     Tego dnia szłyśmy wraz z mamą na urodziny cioci Titi. Tata miał spotkać się z nami na miejscu. 
     Obydwie z Melanią wystroiłyśmy się w swoje ulubione sukienki, ona w falbaniastą niebieską, ja w podobną fioletową. Oczywiście nie uszło to jej uwadze i gdy tylko zobaczyła co mam na sobie zaraz zrobiła mi awanturę.
     Mama niosła na rękach Klementynę, miała wtedy cztery lata i zawsze człapała gdzie daleko za mną i Melanią, w związku z czym takie wyjście było lepsze, gdy się śpieszyłyśmy. 
     W pewnym momencie Melania chwyciła mamę za spódnice, widząc, że nasza rodzicielka w ogóle jej nie słucha i nie patrząc na drogę, potknęła się o kamyk boleśnie rozwalając sobie kolano i uwalając przy okazji sukienkę. 
     - Och, Melania skarbie, nic ci nie jest? - Mama kucnęła stawiając Klementynę. 
     Mina Melanii była przekomiczna. Spuściła ręce po obu stronach ciała i zacisnęła mocno pięści. W jej oczach zaczęły zbierać się łzy a usta ścisnęła w wąską kreskę. 
     Nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. 
     - Nie śmiej się ze mnie kretynko! - Krzyknęła zbulwersowana krzyżując ręce na klatce piersiowej i wydęła policzki. 
     - Riley nie śmiej się z niej! - Skrzyczała mnie mama. - A czy ty młoda damo wiesz co znaczy słowo kretynka? - Popatrzyła na nią karcąco.
     - Medycznie kobieta niedorozwinięta umysłowo a pogardliwie kobieta głupia, ograniczona, tępa. Wszystko na temat Riley. - Skrzywiła się. 
     Matka pokręciła tylko głową, wzięła Klementynę z powrotem na ręce i ruszyła przed siebie. 
     
     W każdym razie Melania nie zapłakała tamtego dnia i był to ostatni raz gdy widziałam zbierające się u niej łzy. 
     Ja za to zawsze lubiłam płakać z byle powodu. 
     I mimo, że teraz powód miałam dobry, zagryzłam dolną wargę i wstrzymywałam się żeby dodać Melanii sił. 
     Kilka minut później postanowiła w końcu się ode mnie odsunąć, wydukała też pod nosem jakieś słowo typu "dzięki".
     - Nie ma za co. Zwiedziłaś już resztę tego... - Zastanowiłam się jak to ładnie nazwać. Nie wyszło. - Burdelu ? 
     - Ta. Na dole jest stołówka i pokój psychologa, na półpiętrze świetlica na której nie ma nic poza starym pianinem a na samej górze jeszcze dwie grupy, jedna zamknięta całkowicie. W sumie dwie pozostałe, które są dostępne wyglądają jak odbicie lustrzane naszej. Oczywiście mamy tam nie wchodzić bez pozwolenia. A i na dole jest jeszcze sala komputerowa z kompami jak z czasów młodości taty. - Uśmiechnęła się lekko. 
     - A która jest godzina tak w ogóle? I gdzie jest Klem? 
     - Zaraz będzie osiemnasta trzydzieści, więc w sumie czas na kolacje. Klementyna postanowiła pomóc ją przygotować. 
     - Mamy ustalone godziny na wszystko? 
     - Ta wypisali to w regulaminie. Siódma śniadanie, ale nie teraz, w wakacje jest o dziewiątej piętnaście, czternasta trzydzieści obiad, osiemnasta trzydzieści kolacja. Lekcje odrabiamy między piętnastą trzydzieści a siedemnastą, wszyscy razem w kuchni. Po kolacji mamy dyżury w pokoju i na grupie. - Mówiąc to naśladowała głos Valerii. 
     - Mamy napisane kiedy możemy iść zrobić kupę? - Rzuciłam z przekąsem.
     - O i tu o dziwo nic nam nie narzucili. Pomożesz mi przejść do kuchni? Nie chce brać kul. - Rzuciła nienawistne spojrzenie w stronę wymienionych przed chwilą dwóch białych przyrządów. 
     - Chodź. - I tak chwilę później z kuśtykającą u mego boku Melanią weszłam do kuchni. 
     Na nasze nieszczęście wszyscy już na nas czekali. Dwa ostatnie krzesła na końcu stołu były wolne, po prawej od boku siedziała Klementyna. Zajęłyśmy wolne siedzenia, ja od lewej a Melania od prawej, obok Klementyny. 
     - No witam wszystkich, mamy już jak widać komplet. Przedstawcie się proszę wszyscy, żeby dziewczyną było lżej, dobrze? - Głos Valerii sprawił, że wszyscy zaraz ucichnęli. - No już nie krępuj się Vicktor, zacznij proszę. 
     Pierwsze miejsce od lewej było puste, więc podniósł się chłopak z drugiego krzesła. 
     - Jestem Vicktor i nie wiem czemu ale mam dziwne przeczucie, że będę Twoim najlepszym przyjacielem. - Wskazał na mnie, po czym zaczesał palcami grzywkę do tyłu. Przystojny, z mocno zarysowanymi brwiami i kwadratową szczęką, na oko jakoś siedemnaście lat i pewny siebie. - A i obok mnie powinien siedzieć Elio ale aktualnie przebywa w ... - Zamilkł. - Znaczy się poza tym miejscem, mniejsza z tym. - Uśmiechnął się, tym razem jednak tylko lekko i na powrót zajął swoje miejsce. 
     - Ja jestem Dimitri. Za kilka dni pewnie wszystkie będziecie za mną szaleć. - Następny chłopak, brązowe włosy za ramiona zaczesane do tyłu, widać, że często nosi czapkę, bo odcisnęła mu się na włosach. Kolejny pewny siebie i w dodatku najpewniej dupek. Tak kocham szybko oceniać ludzi, chodź niestety przeważnie robię to błędnie. 
     - Evan. - I to było wszystko co powiedział a raczej burknął pod nosem, jedyny przedstawiciel płci męskiej w tym pomieszczeniu który mógłby być interesujący. 
     Po raz kolejny już tego dnia skarciłam się w myślach za myślenie o pierdołach. Czemu całe życie tak bardzo interesowałam się chłopakami zamiast rodziną? 
     Przyszła kolej na mnie, podniosłam więc tyłek z miejsca. 
     - Riley. I dla waszej informacji nie interesuje się chłopakami. - Usiadłam z powrotem. Oczywiście to co powiedziałam to bzdura. interesuje się i to bardzo. Za bardzo jak na te okoliczności. 
     - Melania, wybaczcie, że nie wstanę ale złamano mi nogę w wypadku. - O dziwo po raz kolejny się uśmiechnęła. Gdyby tak popatrzeć na nią z boku i nie wiedzieć o niej nic, można by pomyśleć, że warto się z nią zaprzyjaźnić. 
     - Klementyna. Troszkę już z wami wszystkimi rozmawiałam, więc myślę, że nie ma co tu opowiadać o sobie. Pewnie i będziemy mieli multum czasu na poznanie się. - Ostatnie zdanie bardziej wyburczała niż wypowiedziała. 
     - Sasha. - Przedstawiła się dziewczyna z mocno zarysowanymi grubymi brwiami i ufarbowanymi na jasny róż włosami. 
     - Laeti. - Typowa "wytapetowana". Przyjrzała się dokładnie mi i moim siostrą, zatrzymując wzrok na każdej z nas. Tak jakby chciała nam dać coś do zrozumienia, chodź wydaje mi się, że od razu ją zrozumiałam. W końcu każda z naszej trójki zawsze była uważana za ładną, dziewczyna jej typu nie ma szans przy takich jak my, jakkolwiek  to nie brzmi. Widać, że zależy jej na zainteresowaniu chłopaków, ale ja doskonale wiem, że wbrew pozorom żaden nie lubi tak mocno wytapetowanych dziewczyn. 
     - Jade.- Przedstawił się w końcu najdziwniejszy osobnik. Czemu najdziwniejszy? Tak więc dziewczyny z różowymi czy też niebieskimi jak u Laeti włosami raczej mnie nie dziwią, ale chłopak z włosami koloru jasnego jadeitu jest dość...oryginalny? 
     - No to mamy to za sobą, reszta wyjdzie w praniu. Dzisiaj odpuszczę wam dyżury. - Wszyscy się ucieszyli. - W sensie, że nowym dziewczyną! - Zaraz ich miny zrzedły. 
     Zajęłam się jedzeniem. Chleb, pomidor, masło, jakieś szynki i sałata. Mimo wszystko nie ma źle. Dostaliśmy nawet banany na podwieczorek. 
     Po kolacji pogadałam trochę z Vicktorem, oznajmiajac mu, że jeśli chce być moim najlepszym przyjacielem, musi zdradzić mi hasło do internetu. Tak też zrobił, więc ma duży plus. 
     Nie wiedząc co ze sobą zrobić, resztę dnia spędziłam z nim i Dakiem - chłopakiem z trzeciej grupy, przystojnym blondynem, którego jak się dowiedziałam od niego samego, Valeria zwerbowała wcześniej do wnoszenia naszych bagaży. 
     Kilka razy wyszłam z chłopakami "wyrzucić śmieci", ja oczywiście nie paliłam. Opowiedzieli mi ile się dało o tym miejscu i ludziach. Dziewczyny z mojej grupy nazwali po prostu puszczalskimi i odradzili ich towarzystwo. Jade to ponoć gej, a Elio, tajemniczy gość, który żyje gdzieś na skraju Nibylandii to brat Vicktora o którym niezbyt chętnie rozmawia. A no i Dake jest w wieku Melanii, czyli rok ode mnie młodszy, Vicktor natomiast, jest rok ode mnie starszy. Obaj są przezabawni i czuje, że może dzięki nim faktycznie będzie tu lżej. 
     Ogólnie cała placówka jest dość podzielona. Ludzi dobierają się tu w pary bądź trójki, raczej nie widziałam większej grupki. 
     Dzieciaki mieszkajace tutaj maja od trzynastu do siedemnastu lat, oczywiście można tu mieszkać do dwudziestego piątego roku życia, ale mało kto się na to decyduje. 
     - Do jakiej szkoły idą dziewczyny, wiecie może? - Sama nie wiem czemu zapytałam, ale może pomoże mi to podjąć decyzje? 
     - Sasha chodzi do liceum Sweet Amoris, a Laeti pewnie pójdzie do jakiejś zawodówki, może fryzjerka? Chciała iść gdzie Sasha ale się nie dostanie. - Po raz kolejny usłyszałam nazwę tego liceum. Boże co tu się dzieje? 
     - Laeti nie uczy się dobrze? - Z jednej strony wydawało mi się to czymś normalnym, w końcu to dom dziecka, ale z drugiej co innego tu robić? 
     - Laeti jest tępa - Zaśmiał się Dake. 
     - Rozumiem. - Uśmiechnęłam się lekko i przekrzywiłam głowę a moje długie brązowe włosy opadły mi na twarz. Obaj dziwnie na mnie popatrzyli. - Będę spadać do pokoju. - Ruszyłam w stronę placówki, czując, że ten dzień i napływ informacji mnie wykończyły. 
     Zanim weszłam do budynku usłyszałam jeszcze jak Vicktor mówi o mnie per "niezła" na co Dake prosi go, żeby nie mówił tak przy Kim. 
     Kim jest Kim?
     
     W pokoju ponownie opadłam na łóżko, sięgnęłam po telefon i słuchawki i odpaliłam Emeli Sande - Read All About It. 
     Po chwili wpadłam na pomysł, żeby poszukać Nataniela na Facebooku. Wpisałam w Google Nataniel Sweet Amoris, Facebook wyświetlił się jako pierwszy, natomiast na stronie wyszukiwania Facebooka właściwy Nataniel był drugi. Nic ciężkiego. Chciałam wysłać mu zaproszenie do znajomych, ale mój palec zatrzymał się chwilę przed kliknięciem. 
     Przypomniałam sobie jak paskudnie go potraktowałam. 
     Po na myślę w końcu tylko napisałam wiadomość. 

Hej, chciałam Cię tylko przeprosić i podziękować za dziś. 

     Odłożyłam telefon i ruszyłam do kuchni w poszukiwaniu czegoś do picia. Zbliżała się dwudziesta pierwsza trzydzieści a tym samym moment oddania telefonów, tak oddania na noc, oraz cisza nocna. 
     W kuchence po raz kolejny spotkałam Valerię, znowu rozmawiała przez telefon z synem. 
     - Więc pójdziesz z nimi? - Poczekała chwilę na odpowiedź. - Super! Bardzo Ci dziękuję Kastiel. 
     Nalałam sobie wody z kranu, bo nie znalazłam nic ciekawszego.
     Jako, że wiem już, że nie można zabierać kubków na noc do pokojów, wypiłam ją przy zlewie i umyłam kubek. 
     Wyszłam z kuchenki. 
     - Riley! - Usłyszałam za  sobą. 
     - Tak? 
     - Mam ci coś do powiedzenia. Usiądź proszę na chwilę. - Cofnęłam sie więc do kuchni i usiadłam na krześle na przeciwko jej biurka.
     - I jak się tutaj czujesz? - Zapytała z zatroskaną miną. Przypomina mi teraz trochę ciocię Titi. Taka dobra ciocia która zawsze wie jak do ciebie podejść i jak z tobą rozmawiać nawet w trudnych chwilach. 
     - Słabo, ale miejsce samo w sobie nie wydaje się tragiczne. - Powiedziałam dokładnie to co czułam. 
     - No cóż, przyzwyczaisz się, - Wstrzymała chwile oddech. - Ok Riley, trzeba ci to w końcu powiedzieć. Twoja ciocia Titi, przyjedzie tutaj za dwa dni. Organizuje pogrzeb Twojej mamy. Pogrzeb odbędzie się za dwa dni o trzynastej. - Popatrzyła na swoje dłonie, wyraźnie zainteresowana czymś na swoich paznokciach. Oczywiście wiem, że chce tylko ukryć prawdziwe emocje. 
     - Ok, powiem dziewczyną. - Wyszłam z kuchni chwiejnym krokiem, nie zwracając uwagi na to czy coś jeszcze mówi. 
     Przecież wiedziałam, że trzeba ją pochować. Mimo to samotna łza spłynęła mi po policzku. 
     Po wejściu do pokoju podałam swój telefon Klementynie. 
     - Oddaj go jak będą zbierać. - Poprosiłam.- Pogrzeb mamy jest za dwa dni o trzynastej, Titi po nas przyjedzie. 
     Po raz kolejny padłam jak długa. Zasnęłam bardzo szybko. 

**************************

Kolejny rozdział zakończony, po raz kolejny więc truję wam tyłki ^^ 
Znowu dziękuję za ciepłe komentarze <3 
Kolejna notka będzie raczej już ostatnią z takich wprowadzających. Chcę też zrobić krótkie notki z wizyt u psychologa. Co powiedzie na takowe co pięć rozdziałów? 
Pozdrawiam serdecznie, 
~Riley. 
     

5 komentarzy:

  1. Witaj!
    Miałam skomentować poprzedni post, ale oczywiście nie zdążyłam. Ja naprawdę nie wiem kiedy mi dni uciekają. Yhh... Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła za to.
    To tak słowem wstępu.. Teraz przejdziemy do tej bardziej lub mniej przyjemnej części; zależy jak na to spojrzeć.
    Najpierw chciałabym Ci pogratulować kolejnego rozdziału. Cieszę się, że tak sprawnie i szybko piszesz kolejne części. Akcja dzieje się spokojnie, ale też nie przeciągasz wszystkiego na siłę. Ot tak w swoim tempie. Podoba mi się postawa chłopaków, mimo że w pierwszej chwili przewróciłam oczami. To takie typowe dla chłopaków. Nie wiem jeszcze jak ustosunkować się do dziewczyn, ale mam nieodparte wrażenie, że nie polubie ich zbytnio. Ciekawe czy się mylę.
    Zdziwiła mnie lekko Riley kiedy zaczęła porównywać swój i swoich sióstr wygląd do Laeti. Cóż za pewność siebie. No, ale nie każda bohaterka musi byc cicha, skromna i nie mająca wiary w swój wygląd. Nawet rokuje na plus. Mam nadzieję, że nie zgubisz nigdzie jej charakterku.
    Teraz niestety musimy przejść do tej mniej przyjemnej części, mianowicie do wytykania błędów, których i w tym i w poprzednim rozdziale dość sporo się pojawiło. Bardzo rzucają się w oczy przecinki, albo w zasadzie ich brak, nawet w najoczywistrzych miejscach. Jak w niektórych miejscach byłabym w stanie wybaczyć, ponieważ interpunkcja też nie jest moją mocną stroną, to przed wyrazem "który" brak tego przecinka nie wybacze.
    Trafiło Ci się też sporo literówek i przekręń wyrazów. Niestety w tej chwili nie jestem w stanie podać Ci dokładnie gdzie one się znajdują, bo piszę to wszystko na telefonie. Mogę jedynie poradzić przeczytać jeszcze raz na spokojnie rozdział. Jeśli jednak sobie nie radzisz w wyłapywaniu takich szczegółów polecałabym, abyś znalazła kogoś, kto bedzie sprawdzał Ci błędy przed opublikowaniem posta. Możesz też śmiało pisać do mnie na facebooku (Aśka Ratajczak), mejla (strumien_mysli@wp.pl) albo tutaj, gdzie Ci wygodnie, a postaram się pomóc. Pogryźć nie pogryzę, a z wielką chęcią i przyjemnością pomogę :D
    Z mojej strony to chyba na razie tyle. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział. A! I co do pomysłu o sesjach u psychologa - jestem jak najbardziej za! Jestem pewna, że wyjdzie Ci to genialnie. Przekonałaś mnie już w momencie, kiedy cudownie przeplatałaś wątki w pierwszym rozdziale.
    Pozdrawiam i życzę mnóstwo weny.
    Do następnego :*

    OdpowiedzUsuń
  2. kiedy kolejny rozdzial? :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, długo mnie nie było ;) Właśnie zdałam sobie sprawę z faktu, że notka pojawiła się w Maju a mamy... sierpień... Nadrobię to trochę w weekend, pozdrawiam!

      Usuń
  3. hejcia, kiedy cos nowego ?

    OdpowiedzUsuń