poniedziałek, 23 kwietnia 2018

1. Do utraty tchu

     Biegłam ile sił w nogach. Wszystko co mijałam wydawało się nieistotne. Wszelkie dźwięki były jakby odległe, mijający ludzie wydawali się nie istnieć i nic nie było w stanie skupić mojej uwagi. Chciałam biec ile sił w nogach, żeby tylko wyrzucić z myśli to co przed chwilą usłyszałam.

     Pokój w którym się znalazłam, miał być najprzyjemniejszym miejscem dla leczących się tu dzieci, dla mnie jednak wydał się ponury. Gdybym to ja leżała w tym szpitalu jako dziecko, zapewne nie zaglądałabym tu, nigdy nie lubiłam niczego co miało mi coś imitować, zastąpić. Niby znajdują się tu zabawki i gry, które mogą umilić czas malcom, ale jednak nie ma nic lepszego jak własny pokój i własne zabawki.
     - Witaj, Riley - Kobieta siedząca na kanapie skinęła głową na powitanie, po czym wskazała ręką miejsce naprzeciwko siebie. Dopiero gdy je zajęłam, odezwała się ponownie. - Nazywam się Izabela i od tej pory będę twoim psychologiem moja droga.
     - Z całym szacunkiem, ale nie wydaje mi się, żeby była mi pani potrzebna, chcę tylko dowiedzieć się co się tutaj dzieje i wyjść stąd w końcu z moją rodziną. - Warknęłam nie będąc zdolna do panowania nad sobą.
     - Czyli jednak, mam wrażenie, że nie będzie tak łatwo. - Jej uśmiech wydał mi się wymuszony i nieszczery. Nie lubię takich ludzi, bardzo.
     - Może mi pani po prostu powiedzieć co się stało i mnie stąd wypuścić? Chcę w końcu zobaczyć rodziców i siostry. - Zapewne Izabela i tak ma już plan jak zemną rozmawiać i co kiedy mi powiedzieć, ale nie zaszkodzi spróbować, co nie?
     Chwila w której taksowała mnie wzrokiem dłużyła się, zamieniała w wieczność. Czułam się duszona przez tą niewiedzę. To tak, jakby ktoś wrzucił cię do zbiornika z wodą i przytrzymywał na samym jego dole, obiecując, że dostarczy ci butlę z tlenem, zanim jednak to zrobi, posiedzi przy zbiorniku i poobserwuje jak wygląda tonący człowiek.
     Mimo, że to dopiero początek mojej rozmowy z nią, mam ochotę płakać, wyć jak jeszcze nigdy w życiu. Czemu nikt mi nic nie mówi?!
     - Riley, opowiedz mi proszę ile pamiętasz. Muszę poznać twoją wersje wydarzeń i spisać ją, zanim cokolwiek ci się pomiesza od informacji które ode mnie otrzymasz. - Tym razem jej spojrzenie wydawało się łagodne, kryła się też w nim znienawidzona przeze mnie nutka żalu.
     Milczałam. Nie po to, żeby zrobić jej na złość. Po prostu musiałam wszystko poukładać sobie w głowie po praz tysięczny, żeby przy opowiadaniu zachować zimną krew, nie dopuszczać do siebie najgorszego i nie płakać.

     Cały czas biegłam. Coś się jednak zmieniło. Zaczęły docierać do mnie obrazy z otoczenia, mój mózg najwyraźniej nie był już tak wyłączony. Coraz dokładniej rejestrowałam wygląd drzew które, mam wrażenie, minęłam dziś kilkukrotnie. Czułam też rosnące zmęczenie i coś jakby dziwne swędzenie między łopatkami.
     Słyszałam też jakieś słowo. Dziwny głos w głowie podpowiadał mi, że nie dochodzi ono z mojego wnętrza, postarałam się więc w końcu trochę skupić. Dalej biegnąc usłyszałam wyraźnie jak ktoś woła za mną "stój". Sama nie wiem czemu, ale tak też zrobiłam, po prostu zatrzymałam się gwałtownie i odwróciłam, po czym zaraz zakryłam twarz rękami, aby uniknąć zderzenia z górą.
     Ktoś pochwycił mnie z ramiona i trzymając mnie w stalowym uścisku obrócił się wokół własnej osi.
     - Ale nie tak gwałtownie! - Poczułam jak uścisk robi się coraz luźniejszy, aż w końcu ramiona w okół mnie znikają.
     Przez chwilę, dosłownie ułamek sekundy, zapragnęłam krzyczeć, żeby ten ktoś już zawsze tak mnie trzymał.
     Stałam teraz na przeciwko "góry", czyli wysokiego, umięśnionego blondyna. O dziwno zarejestrowałam też, że ma niezwykłe złote oczy i jest realnie przystojny - realnie, czyli w moim rozumieniu po prostu nie poprawiany czy nie idealny, o prostu przystojny.
     Zaraz zbeształam się w myślach za to, że w ogóle byłam w stanie pomyśleć o czymś takim.
     - Wiesz, ja też uwielbiam biegać, ale na następny raz, kiedy najdzie cię ochota na skatowanie się kilkunastoma kółkami załóż przynajmniej coś wygodniejszego od dżinsów. - Popatrzyłam na niego krzywo, dalej jednak wyszczerzał zęby w szerokim uśmiechu.
     Spocone pasemko grzywki opadało mu na czoło, utkwiłam wzrok właśnie w tym punkcie jego twarzy.
     - Mówię ci poważnie, zrób teraz kilka wolniejszych kroków, zobaczysz jak się lepisz. - Nie wiem jakim cudem udało uśmiechnąć mu się jeszcze szerzej.
     - Kim jesteś i czego w sumie chcesz? - Zdobyłam się na spojrzenie mu w oczy. Złoto w jego tęczówkach wydawało się być płynne. To właśnie jeden z tych płynów z którego ciężko się wydostać po zagłębieniu, śliczny, ale gęsty i wciągający coś jakby złote ruchome piaski zamienione w ciecz.
     - Och, oczywiście - Widać było, że chwilowo odpłynął gdzieś do krainy swoich myśli - Nataniel, w sumie faktycznie dziwnie wyszło, obcy facet cie zaczepia, poucza i nawet się nie przedstawi na wstępnie. - Milczałam, w związku z czym zaczął mi się dokładnie przyglądać. - Teraz powiesz mi przed czym uciekasz? - Wyciągnął do mnie dłoń.
     Uścisnęłam ją i przytrzymałam studiując widoczne zniszczenia.
     - Riley - W końcu uwolniłam jego rękę. - Biegnę, bo mam nadzieję, że zmęczy mnie to tak bardzo, że zasnę a po obudzeniu moje życie wróci do normalności.
     Powaga na jego twarzy tak bardzo mu nie pasowała, automatycznie sprawiał wrażenie kogoś starszego, kto przeszedł w życiu już zbyt wiele.
     - Tak więc miło cię poznać, Riley.

     Ile pamiętam, tak? Wzięłam głęboki wdech.
     - Tego dnia jechałam z rodzicami i Melanią do stolicy, żeby zobaczyć otwarcie drugiej restauracji matki. Klementyna była na obozie, kolejnego dnia miała wracać, tak więc nie było jej z nami - Na całe szczęście, dodałam w myślach. - Jechaliśmy główną drogą. Melanie szczebiotała oczywiście o swoich ocenach i koleżankach. Pokłóciłyśmy się o to. Chwilę później usłyszałam dźwięk jakby zgrzytania metalu o metal, wtedy jakoś mi to umknęło, ale teraz jestem pewna, że słyszałam też huki.  Tata zaklął, skręcił mocno w lewo. Zobaczyłam zderzające się samochody, kilkanaście, może więcej. Cały ten ich łańcuch zbliżał się w naszą stronę, mama chyba nie zapięła pasów, wiem, że mocowała się z nimi. Uderzyliśmy w drzewo. -Przełknęłam zalegającą mi w gardle gule.- Tyle pamiętam. Nie wiem co działo się później ze mną, czy z kimkolwiek z naszej rodziny.
     Izabela chwilę milczała. Przejrzała swoją teczkę z dokumentami i położyła przede mną zdjęcie Klementyny. Było zrobione w dzień w którym jechała na obóz.
     - Czy to jest twoja siostra? - Przysunęła zdjęcie jeszcze bliżej.
     - Tak, Klementyna. - Zadrżały mi dłonie. Czemu pyta mnie o Klementynę w taki sposób? Co się tu dzieje?
     - Riley, reszta zdjęć które mam ci pokazać może być dla ciebie wstrząsem, rozumiesz? - To był bardzo stanowczy ton, jeden z tych które mówiły, musisz przez to przejść i zachować się jak dorosła, coraz bardziej bałam się tego co miałam usłyszeć.
     Skinęłam tylko głową.
     - Riley, tego dnia trafiłaś nieprzytomna do szpitala. Twój tata i Melania też tu są. Melania jest przytomna, ma jednak złamaną nogę i skrzywienia kręgosłupa, szczęście w nieszczękaniu jest takie, że najpewniej skończy się to tylko na gorsecie ortopedycznym. Od jej strony uderzyło w was auto, na szczęście z niedużą prędkością, bo kierowca hamował. - Podsunęłam mi zdjęcie naszego zgniecionego od przodu i lewego boku, czarnego Hyundaia Elantra. Rodzice kupili go chyba ze trzy miesiące temu. - Z tego co mi wiadomo chce on się z wami spotkać. Póki co szacuje się, że Melania dostanie około pięćdziesięciu tysięcy funtów odszkodowania - Zrobiła krótką pauzę, sięgnęła po dwa plastikowe kubki i nalała do nich wyciągniętą chwilę temu z torby wodę mineralizowaną. Jeden z kubków przesunęła w moją stronę. Nie napiłam się. Skrzywiła się lekko wyciągając przede mnie kolejne zdjęcie. Melania  leżała na szpitalnym łóżku, nogę oczywiście miała w gipsie, twarz spuchniętą i obitą.- Twój tata,widzisz tutaj sytuacja się skomplikowała. Ma pęknięcie śledziony pierwszego stopnia, wiem, że brzmi to paskudnie jednak wcale nie jest aż tak groźne, mogło być gorzej. Złamał też prawy obojczyk, obie nogi i miał wstrząs mózgu, obecnie jeszcze się nie obudził i niewiadome jest kiedy to nastąpi, prawdę mówiąc lekarze nie dają mu zbyt wielkich szans. - Mimowolnie łzy popłynęły mi po policzkach, pociągnęłam solidny łyk wody z plastikowego kubka. Izabela podała mi zdjęcie mojego taty. Zrobione przez szybę jednej ze szpitalnych sal. Wyglądał okropnie, cały posiniaczony, podłączony do wielu urządzeń, których nazwać nawet nie umiem. - Twoja mama Riley, niestety nie udało im się jej uratować. Zgon nastąpił na miejscu, najpewniej zaraz po uderzeniu w drzewo. Samochód się zgniótł i zmiażdżył jej nogi oraz wiele organów wewnętrznych.
     - Ale jak? Co? - Starałam się poukładać sobie wszystko w głowie. - Co stało się z Klementyną? - Zapytałam, przypominając sobie jak pokazana mi jej zdjęcie.
     - Klementyna przebywa w pogotowiu opiekuńczym. Wie już o wszystkim. Trochę się zamknęła w sobie ale mimo wszystko współpracuje chc...
     - A co teraz stanie się z nami trzema?! - Przerwałam jej wypowiedź. Stanęłam naprzeciwko stolika i mocno uderzyłam w niego otwartymi dłońmi, opierając się tym samym.
     - Póki co umieścimy was w pogotowiu opiekuńczym, zaraz po tym najpewniej przeniesiemy was jak najszybciej do domu dziecka gdzie będziecie czekać na obudzenie się waszego ojca.
     - O ile się obudzi?!
     - Riley, uspokój się, obudzi się.
     - Skąd ty kurwa możesz to wiedzieć?! - Wykrzyczałam ostatnie pytanie, po czym nie przejmując się tym co stanie się z moimi rzeczami, wybiegłam z pokoiku.
     Biegłam przez korytarz szpitalny, ktoś chyba krzyknął coś o jakimś zakazie, nie zrozumiałam, w tamtej chwili moje zmysły chyba się wyłączyły.

     - Chcesz mi opowiedzieć co się stało? - Nataniel podał mi butelkę wody, odkręciłam ja po czym na raz opróżniłam ponad połowę.
     - Więc zaczęło się od otworzenia przez moją matkę nowej restauracji w Londynie....-Zamilkłam w pół zdania. Sama nie wiem czemu od razu z taką łatwością zaczęłam po prostu paplać, nigdy nie miałam przecież w zwyczaju nieostrożności.
     - Coś nie tak? - Przekrzywił głowę, a jego blond loczki znów wpadły mu do oka.
     - Po prostu, chyba jednak nie chcę się zwierzać komuś kogo nie znam. Wybacz. - Obserwowałam jego reakcje, na prawdę przydałaby mi się tutaj Debra, tylko z nią mogłabym o wszystkim normalnie pogadać.
     - Och, no tak, nic dziwnego. - Tym razem o dziwno się nie uśmiechnął. - To może coś bardziej neutralnego? Ile masz lat?
     - Niedługo kończę szesnaście, jeszcze coś koło trzech tygodni. A ty?- Czułam, że ta rozmowa prowadzi donikąd, w sumie nawet nie bardzo chciało mi się gadać w tym momencie.
     - Siedemnaście. Teraz zaczynasz liceum, tak?
     - Yhym. - Mruknęłam a przed oczami pojawił mi się obraz wszystkich moich znajomych, którym teraz w nowej szkole jakoś będę musiała wytłumaczyć moją sytuację. Coś mi podpowiada, że na szczycie to ja już nie będę nigdy w życiu...
     - Jakieś plany co do szkoły?
     O proszę, czyta w myślach?
     - Jakieś tam są tylko, że sytuacja się komplikuje... Chyba muszę to zmienić zważając na to co dzieję się teraz w moim życiu.
     - Może zapisz się do mnie? Chodzę co Amorisa, skusisz się?
     Popatrzyłam na niego jak na idiotę.
     - Wybacz Nataniel, czy jak ci tam na imię ale naprawdę nie jestem w nastroju - Wstałam i otrzepałam tyłek. - Całe moje życie właśnie się pierdoli i wcale nie mam ochoty teraz z tobą flirtować, dowiadywać się czegokolwiek na twój temat czy myśleć o szkole a teraz wybacz, wracam do szpitala. - Ruszyłam przed siebie pewnym krokiem. Wiem, że pewnie go zraniłam, nie jest to w moim stylu ale nie mam siły na nawiązywanie znajomości.
     Po kilku minutach szybkiego marszu stanęłam naprzeciw głównego wejścia do szpitala. Teraz nie byłam już w stanie zrobić kroku, nogi odmawiały mi posłuszeństwa.
     I właśnie w tym momencie poczułam jak ktoś popycha mnie lekko. Odwróciłam głowę i ku zdziwieniu zobaczyłam za sobą Nataniela. Smutnego, ale nie obrażonego czy wkurzonego. Podeszliśmy do automatycznych drzwi.
     - Dziękuję. - Wyszeptałam odwracając głowię przez ramię w jego stronę.
     Skinął głową z poważną miną. Złoto w jego oczach znów sprawiało wrażenie ruchomego, zanim ruszyłam przed siebie w głąb szpitala zarejestrowałam jeszcze jak po policzku spłynęła mu samotna łza.
     Nie była złota.

*********************************************************************
Jeśli dotrwałeś do końca, dziękuję za Twój poświęcony czas. Mam nadzieję, że podoba wam się świat Riley.
Ciężko mi się pisało, nadal mam problem z opisem sytuacji, wierze jednak, że dacie mi czas na naukę.
Pozdrawiam cieplutko i do poczytania!
~Riley 

piątek, 13 kwietnia 2018

P R O L O G

    Ciemność. Nic więcej, od długiego czasu tonę w mroku. Nie wiem ile to już trwa, czuję, że zaczynam się budzić, ale póki co rozwarcie powiek jest dla mnie zbyt wielkim wysiłkiem. Najbardziej przytłacza mnie to, że nie jestem w stanie nawet zorientować się jaka jest pora dnia. Delikatnie poruszyłam głową na poduszce, jeszcze chwilę temu ten ruch wydawał się niemożliwy. W końcu udało mi się uchylić prawe oko jedynie na około milimetr, jedyne co zauważyłam, to jasna poświata dnia. Ponownie ogarnęła mnie ciemność.
     Odwróciłam twarz w stronę Melanii, nie będąc dłużej w stanie słuchać o jej ocenach i jakże wspaniałych koleżankach, które są przecież I D E A L N Y M, cokolwiek to znaczy, wzorem do naśladowania dla każdego.
     - Mogłabyś na trochę się przymknąć? - Wyszczerzyłam w krzywym uśmieszku moje idealnie proste zęby, które odziedziczyłam po ojcu. Zauważyłam, że rozmyśla nad jakąś ciętą ripostą przy której nie wyraziłaby się nieodpowiednio przy rodzicach, bo w końcu musi na każdym kroku pokazywać im jaka jest idealna.
     - Jaki masz problem z tym, że mam o czym opowiadać? Zacznij mieć jakieś osiągnięcia to i ty będziesz mogła rozmawiać jak normalny człowiek. - Zarzuciła swoje ufarbowane na brązowo włosy na plecy i zrobiła tą śmieszną minę, którą wraz z Klementyną nazywałyśmy szczurzym marszczeniem nosa.
     - Przestańcie się kłócić, jesteśmy już prawie na miejscu. - Jak zawsze odezwała się nasza rodzicielka, która nie dopuszcza nigdy do większych kłótni. Przeważnie robi nam wykład o tym jak ważne są więzi rodzinne, bla bla bla i bla bla.
     Pochwyciłam spojrzenie taty w lusterku. Uśmiechał się lekko, to taki jego odruch kiedy chce mi dodać otuchy po kłótni z Melanią czy matką. Oczywiście kłótnia z tą pierwszą zawsze kończy się opieprzem przez tą drugą. Tyle o ile wszelkie zatargi z Melanią mi wiszą, tak z matką jednak kłócić się nie lubię, zawsze była wzorem do naśladowania, miła, pewna siebie i zdolna. Lubie kiedy mówi, że i ja mogę osiągnąć wszystko to co i ona posiada.
     Wybudziłam się ponownie przez jakiś hałas po mojej lewej.
     Co było dalej? Nie mogę sobie przypomnieć, wszystko przypomina mi się dopiero we śnie. Więc dlaczego znowu ciekną mi po twarzy łzy?
     - Proszę pani, ona płacze? - Gdzieś w oddali usłyszałam głos Klementyny.
     Ponownie czułam, że Morfeusz chwyta mnie w swoje ramiona. Jeszcze chwila Riley, dasz radę nie zasypiać, porusz się!
     - Mówiłam ci, żebyś nazywała mnie ciocią, tak będzie milej. - Nie wiedziałam kto wypowiedział to zdanie, w każdym razie nie miałam nawet czasu się zastanowić, bo znów zasnęłam.
     Nagle gdzieś za nami rozległ się przeraźliwy huk, usłyszałam też intensywne zgrzytanie metalu o metal.
     - O kurwa!- Tata nie był w stanie zapanować nad bluźnierstwem. Puścił pod nosem siarczystą wiązankę, skręcił gwałtownie i dopiero teraz udało mi się dostrzec zderzające się za nami samochody. Coraz bliżej.
     - Szybciej! - Wykrzykiwała mama, panicznie mocując się z pasem. Boże, czy ona go nie zapięła?!
     Zarejestrowałam jeszcze moment w którym ojciec uderzył w drzewo.
     - Riley?! - Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramie. - Boże ciociu poruszyła się! - Tym razem głos Klementyny był nie do zniesienia. W głowie mi huczało, cały czas słyszałam odgłos uderzania samochodem w drzewo.
     -Cicho bądź.- Wychrypiałam. O dziwo udało mi się w końcu rozewrzeć powieki. Światło oślepiło mnie tak bardzo, że automatycznie ponownie je zamknęłam. Zmusiłam się do szybkiego i bardzo częstego mrugania, starając się przy okazji mieć jak najdłużej otwarte oczy.
     Klementyna siedziała po lewej stronie mojego łózka, twarz zaczerwienioną miała od płaczu. Za jej plecami stała jakaś nieznana mi kobieta. Postawna, lekko przy kości, włosy miała brązowe z pofarbowanymi na czerwono końcówkami. Uśmiechała się przyjaźnie.
     - Cześć Riley, mam na imię Valeria i póki co będę waszą opiekunką. - Pochyliła się i poprawiła moją białą, jak się mogę domyśleć po wystroju pokoju, szpitalną kołdrę. - Pozwól, że opowiem ci wszystko później a teraz zawołam lekarza, ok?
     - Ok. - Odparłam tylko.


     Przez kilka kolejnych dni Valeria się nie pojawiła. Klementyna i Melania również. Nikt nie chciał mi też powiedzieć nic na temat mamy i taty. Lekarze unikali odpowiedzi, pielęgniarki robiły tylko pocieszające uśmieszki. Trzeba by być idiotką, żeby nie domyśleć się, że wszystko jest nie tak jak powinno.
     Stałam obok szpitalnego łóżka, ubrana w to co znalazłam w płóciennej czarnej torbie z błyskawicą, mojej ale porzuconej przeze mnie lata tamu gdzieś w czeluściach mojej szafy. Ktoś naszykował dla mnie świeżą koronkową bieliznę, wyciągając ją modliłam się, żeby nie okazało się, że pakował to tata, czarną koszulkę na ramiączka, czarną siatkę z tiulu, moje ulubione czarne trampki i jasne znoszone dżinsy. Siatka, mimo upału okazała się znakomitym pomysłem, niby trochę lepiła się do ciała, ale maskowała zadrapania i siniaki.
     Za oknem oczywiście świeciło słońce, niebo było bezchmurne i raczej nic nie wskazywało na żadne ochłodzenie się. I dobrze w końcu stąd wyjdę i pooddycham świeżym powietrzem. Upalnym gęstym, ale świeżym.
     - Och! Ledwo skończyło się śniadanie a Ty już gotowa? - W progu mojego pokoju stanęła młoda, dość ładna pielęgniarka, o długich blond włosach spiętych w niskiego koka.
     Przez ostatnie sześć dni to właśnie ją widziałam tutaj najczęściej. Czasem przychodził też lekarz, starszy, siwy, krępy pan ze śmieszną wadę wymowy, uniemożliwiającą mu poprawne wymówienie litery r.
     - Tak, wiadomo już kiedy ktoś po mnie przyjdzie? Chciałabym stąd w końcu wyjść. - Uśmiechnęłam się lekko przekrzywiając głowę w bok, przy okazji wsunęłam za ucho niesforny kosmyk.
     - Ym, więc tak. Pani psycholog czeka na ciebie w tak zwanej bawialni. Widzisz, wypadałoby żebyś w końcu dowiedziała się co stało się tamtego dnia Riley. - Popatrzyła na mnie a na jej twarzy dostrzegłam mieszaninę troski i współczucia. To nie wróży nic dobrego.
     - Prowadź. - Stuknęłam się bezradnie otwartą dłonią w bok uda, po czym ruszyłam za miss pielęgniarek.
     Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam za szklanymi drzwiami pokoik wypełniony małymi krzesełkami i stolikami, dywan był oczywiście taki sam jak u większości małych chłopców, z wydrukowanym miastem i ulicami, dobry do zabawy samochodzikami. Na regałach piętrzyły się książki z bajkami dla dzieci, gdzieniegdzie walały się klocki i pluszowe misie. Na szklanych drzwiach przyklejono różową kartkę z wypisanym zielonym flamastrem słowem "Bawialnia". W rogu pomieszczenia dostrzegłam czerwoną, skórzaną kanapę, postawioną tam zapewne dla rodziców bawiących się malców, w tym momencie zajęta jednak była przez rudą, szczupłą i bardzo elegancką kobietę. W pomieszczeniu oczywiście nie było żadnych dzieci.
     Poczułam jak pali mnie cała twarz, więc instynktownie dotknęłam dłonią obitego policzka. W końcu zebrałam się na odwagę i nacisnęłam klamkę.
     - Powodzenia. - Rzuciła za mną smutnym głosem pielęgniarka.
 *********************************************************
Dotrwałam! Udało się! Napisałam to do końca mimo, że tak bardzo nienawidzę pisać prologów. Jeśli jesteś tu ze mną i też przez to przebrnęłaś/ąłeś wiedz, że cię kocham!
Mam nadzieję, że spotkamy się też przy rozdziale pierwszym
To do poczytania!
~Riley 
   

środa, 4 kwietnia 2018

Ekstazy - Riley x Kastiel

     Z początku robiliśmy to na kanapie, siedziałam na nim przodem i gdy unosiłam się i opadałam w rytm muzyki, czułam się niemalże tak, jakbym kręciła piruety. Jestem kompletnie pijana i ledwo panuję nad swoim ciałem. Wiem, że moje ruchy są teraz nie zgrabne, bo kołysanie które czuje w głowie uniemożliwia mi jakąkolwiek koncentracje. Cały czas nie rozumiem, czemu myśli uciekają mi na bieżąco.
Poczułam jak czerwonowłosy nagle obejmuje moją talie, po czym podnosi mnie i przechodzi kilka kroków. Z kłopotem klęknął, po czym runęliśmy na dywan. Ból który poczułam w lewej łopatce i tak nie był na tyle mocny, żebym oprzytomniała i chodź na chwile pomyślała o... Właśnie,o kim powinnam teraz myśleć? 
     Mieszkanie Kastiela całkowicie go przypomina. Wszystko tutaj jest w odcieniach czerni, szarości i czerwieni. Wszędzie panuje też lekki nieład. Płyty są w sumie porozwalane wszędzie gdzie się da, na komodzie, na stoliku, przy małym kominku i ... Koncentrowanie się na szczegółach sprawiło, że przez chwilę pomyślałam o innym miejscu, zadbanym pokoju, w którym wszystko ma swoje miejsce i o salonie gdzie wisi pełno rodzinnych zdjęć chłopaka z Heterochronią Iridium*.
     Z powrotem we mnie wszedł wyrywając mnie z zamyśleń. On jest taki... Seksowny, dokładny i... sama nie wiem, czuły? Tak, wydaję mi się, że podczas seksu, można powiedzieć, że Kastiel jest czuły. 
    Pochylił nade mną twarz, po czym zaraz złączył nasze usta w pocałunku. Gdy się lekko odsunął, zauważyłam między nami cienkie linki, z mieszanki naszych ślin. W końcu ponownie wyrównaliśmy rytm. Penis Kastiela doprowadzał ścianki mojej pochwy do szaleństwa, czułam, że zaraz dojdę. Jęknęłam głośno i przejechałam paznokciami po jego plecach. Chyba zrozumiał, bo zaczął wchodzić we mnie szybciej, dociskając się dokładniej z każdym pchnięciem. Chwilę później skończyliśmy oboje.
     Ześlizgnął się ze mnie i położył się obok na boku, przyglądając się czujnie mojej twarzy.
     - To było... - Zaśmiał się krótko i chrapliwie, zakładając czerwone włosy za ucho. 
     - Niewłaściwe? Całkowicie bez sensu i raniące innych? - Słowa wypłynęły ze mnie zanim dobrze je przemyślałam, bo nagle w myślach ujrzałam zasmuconą twarz Lysandra. 
     - Chciałem raczej powiedzieć, że niesamowite. - Podniósł się i zaczął zbierać nasze ubrania z podłogi. - Ale to było chwilę temu. Ubieraj się. - Rzucił mi moje ciuchy.
     Wciągnęłam przez głowę sportowy stanik i czarną koszulką na ramiączka. Chwilę męczyłam się z rozplątaniem stringów, które postanowiły się zbuntować. Jakieś pięć minut później miałam już na sobie szare rurki, czarne trampki za kostki i szarą, prześwitującą koszulę, którą związałam w tali, bo i tak była pomięta. Przeczesałam palcami włosy i odwróciłam się w stronę Kastiela. 
     - I może teraz mi powiesz, że mam spadać?- Spytałam, wyczytując z wyrazu jego twarzy, że raczej jest wkurwiony. 
     - Teraz, powiem ci coś, co zapewne zapamiętasz do końca życia, bo jeszcze nigdy nie byłem tak miły. - Stanął przede mną, uśmiechnął się zawadiacko i cmoknął mnie w nos. - Chodźmy na kolację.
     To jedno zdanie wystarczyło, żeby totalnie mnie zamurowało. Kastiel i kolacja? Wydawało mi się, że to raczej typ który zaraz po wszystkim będzie kazał mi spierdalać. Skinęłam lekko głową i ruszyliśmy w stronę drzwi.
     Byłam pewna, że jeszcze będę  żałować tego wszystkiego.

     Kilka dni później czułam się jak gówno. Siedzieliśmy na murku przed szkołą, ja między kolanami Lysandra, Kastiel i Alexy po naszej prawej, Amber i Li po lewej.
     Najbardziej irytujące było to, że wszyscy zachowywali się totalnie normalnie. Amber i Li jak zwykle prześcigały się w podawaniu nam nowinek, Alexy śmiał się co chwilę jak szalony a Kastiel z aprobatą spoglądał na tyłek Li za każdym  razem, gdy ta zeskakiwała śmiesznie z murka i schylała się po coś do torby. Jedyną różnicą w jego zachowaniu było to, że czasem rzucał mi zaciekawione spojrzenie, gdy dłuższą chwilę nie wtrącałam się do rozmowy. Normalnie zawsze mnie zlewał. Do tego wszystkiego dochodził jeszcze Lysiek, który zachowywał się jeszcze bardziej czule niż zwykle. Co chwila całował mnie w bok szyi i delikatnie gładził dłonią moje udo. Tak jakbyśmy nigdy się nie pokłócili. Zaczął się tak zachowywać kolejnego dnia, zaraz po tym, jak zdradziłam go z Kastielem.
     - Śpisz? - Lysiek uszczypnął mnie lekko w udo, aby wyrwać mnie z mojego świata.
     - Y co? Sorki, nie. Zamyśliłam się. - Odwróciłam się i cmoknęłam go lekko w policzek. Kastiel rzucił mi przelotne spojrzenie.
     - Myśli o mnie - Rzucił i wytknął lekko język.
     - O tobie to na pewno. - Lysander dał mu kuksańca uśmiechając się, totalnie nieświadom tego co stało się cztery dni temu, gdy po naszej kłótni pojechał do rodziców. Ja też chyba nie do końca byłam tego świadoma, bo nic nie mogłam sobie przypomnieć. Nie wytrzymałam.
     - Zdradziłam cię - Wymamrotałam patrząc na drzewo na przeciw nas.
     - Co? - W jego głosie słychać było bardzo wyraźnie niedowierzanie. Zrzucił mnie z murka i łapiąc za ramiona odwrócił w swoja stronę. - Powtórz proszę co powiedziałaś. - Wycedzić przez zęby, po czym uniósł koniuszkiem palca wskazującego moją brodę, zmuszając mnie tym samym do spojrzenia mu w oczy.
     - Zdra-dzi-łam cię. - Wyjąkałam, próbując powstrzymać cieknące po moich policzkach łzy. Wszyscy zamilkli.
     Chwilę później stało się coś niesamowitego. Lysander, zamiast zrobić szopkę, zbesztać mnie czy cokolwiek, po prostu zamknął mnie w stalowym uścisku. Byłam pewna, że płacze, bo poczułam jak mokną mi włosy.
     - Rozumiem. - Powiedział tylko, dalej nie wypuszczając mnie z objęć. - Ja...
     - Zrobiła to ze mną. - Kastiel przyglądał się naszej reakcji.
     I właśnie teraz wszystko się zmieniło. Lysiek oderwał się ode mnie i odsunął mnie na odległość wyciągniętej ręki. Jego twarz zdradzała teraz tyle emocji.
     - Zrobiłaś to z Kastielem? - Ponownie trzymał mnie za ramiona, tym razem jednak ze znacznie większą siłą.
     Odwróciłam głowę i zerknęłam na Alexego, szukając pomocy, ten jednak, pokręcił tylko głową i ruszył w stronę szkoły, ciągnąc za sobą Li i Amber. Już wiedziałam, że nie mam co więcej na niego liczyć tego dnia.
     - Pytam! - Krzyknął tak głośno, że aż podskoczyłam.
     - T-tak. - Zaniosłam się szlochem.
     Milczał chwilę po czym zeskoczył z murka.
     - Jesteście dla mnie nikim. Dwa śmiecie, nic więcej. - Wyrzucił z siebie na odchodne.
     Kastiel ruszył za nim, nie zaszczycając mnie nawet krótkim spojrzeniem.
     Postanowiłam darować sobie resztę lekcji tego dnia.

     W domu cały czas starałam dodzwonić się do Lysandra i Kastiela, oczywiście na próżno, bo obaj mieli wyłączone telefony.
     Godziny mijały a ja byłam w totalnej rozsypce. Zdradziłam chłopaka którego kocham, z jego najlepszym przyjacielem. W dodatku, dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego, że polubiłam Kastiela dopiero  na tej cholernej kolacji. Polubiłam, nic więcej.
     Próbując zająć czymś myśli prałam, odkurzałam, czyściłam blaty i szafki. Sprzątanie nie pomagało, więc poszłam pobiegać.
     Zmęczenie jakie poczułam po ponad dwugodzinnym biegu, sprawiło, ze zasnęłam niemalże od razu po prysznicu.

     Po ponad tygodniu nadal nie miałam kontaktu z chłopakami. Wróciłam do szkoły dwa dni temu, ale z tego co dowiedziałam się od Alexego, nie było ich tak długo jak i mnie.
     Jedyną pozytywną niespodzianką w tym wszystkim, było to, że nikt z paczki się nie wygadał, więc i w szkole nie zrobiło się głośno na temat tego wszystkiego.
    Dziwne było też to, że nagle Li zrobiła się jakby bardziej otwarta w stosunku do mnie. Cały czas o coś zagadywała, siadała ze mną na lekcjach, tym samym zmuszając Amber, do zajęcia innego miejsca. Poprawiała mi włosy i podawała chusteczkę za każdym razem kiedy tylko widziała łzy napływające do moich oczu a przecież nigdy nie byłyśmy sobie bliskie. To właśnie po niej spodziewałam się kpin i plotek.
     Zaraz po dzwonku sygnalizującym koniec ostatniej lekcji dostałam smsa od Lysandra.

     "Jak możesz i masz ochotę, przyjdź po szkole do parku, tego co zawsze. Ja i Kastiel chcemy z Tobą pogadać."

     Oczywiście, że chciałam. Nie czekając na nikogo wybiegłam ze szkoły i popędziłam w stronę parku. W głowie miałam już multum scenariuszy. Może się pogodzimy, może jakoś mi to wybaczy? A może jednak zdecyduje, że nie chce dłużej mnie znać? I po co ciągnął też Kastiela?
     Przed bramką do parku zamarłam. Cała odwaga która towarzyszyła mi przed chwilą, gdzieś właśnie wyparowała.
     - Hej. - Usłyszałam po swojej prawej głos Kastiela.
     - Cześć. - Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy, ale mimo wszystko to, że nie czekał na mnie z Lysandrem dodało mi trochę otuchy. Nie musiałam iść dalej sama.
     Szliśmy w stronę altanki, Lysiek już na nas czekał i z daleka widziałam jego zniesmaczoną minę, gdy zobaczył nas razem.
     - Zapraszam! - Krzyknął kpiąco.
     Dalej nie patrząc na Kastiela, weszłam do altanki i usiadłam naprzeciwko Lyśka. Kastiel usiadł pomiędzy nami, tak, że od każdego z nas dzielił go około metr.
     Nikt nie chciał zacząć  tej rozmowy, wiec cisza przeciągała się w nieskończoność. W końcu postanowiłam zebrać się w sobie i zacząć kiedy usłyszałam, głos Kastiela.
     - Ok, niech będzie ja zacz...
     - Nie. - Mój, zapewne były teraz już chłopak, przerwał mu stanowczo. - To ja chcę wam coś powiedzieć.- Zamilkł na chwilę. Gdy znów się odezwał już po tonie jego głosu wiedziałam, że to co powie mnie zniszczy. - Nie obchodzą mnie wasze tłumaczenia. Mam gdzieś, że piliście i nie dotarło do was co robicie. Mam gdzieś, że ty chuju - popatrzył na Kastiela - podałeś nic nieświadomej Riley ekstazy. Rozumiem, że ty za to - teraz spojrzał na mnie - nie do końca potrafiłaś się skupić i nie rozumiałaś co się dzieje. - W tym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że faktycznie wszystko pamiętam jak przez mgłę a części nie kojarzę wcale. W sumie prawię nic poza kolacją. Wiem mimo wszystko, że na pewno uprawiałam seks z Kastielem. - I mimo, że wiem już to wszystko, to i tak nie umiem ci wybaczyć Riley. Nawet jeśli nie miałaś na to większego wpływu. - Przerwał na chwilę, żeby zaczerpnąć powietrza. Widać było, że intensywnie nad czymś rozmyśla i kłóci się sam ze sobą, zawsze gdy tak jest, marszczy brwi i na czole wychodzi mu pionowa żyła, zaraz nad prawym łukiem brwiowym. - Nie, źle mówię. Potrafiłbym ci to wybaczyć. Nie potrafię wybaczyć sobie. Bo w czasie kiedy mój najlepszy przyjaciel gwałcił, bo inaczej się tego nazwać nie da, moją nie do końca świadomą dziewczynę, ja pukałem Li. Wkurwiony, ale całkowicie świadom wszystkiego i mimo, że nic do niej nie czuję i nadal cię kocham, to wiem, że nie będziemy już umieli normalnie ze sobą żyć. Nie będę potrafił spojrzeć na ciebie i nie pomyśleć, że zamiast być z tobą tego wieczoru, dałem się ponieść emocją z powodu głupiej kłótni i tym samym zostawiłem cię samą z Kastielem.
     - Ja, Lysander...
    - Wiesz już wszystko. - Przerwał mi. - Teraz sama zadecyduj co z tym zrobisz. Jeśli chcesz to zgłosić, potwierdzę twoją wersje, ale póki co nie dzwoń do mnie w innej sprawie. - Wstał z ławki i ruszył w stronę wyjścia szybkim krokiem a ja starałam się zabrać myśli i poukładać fakty.
     Więc Kastiel podał mi ekstazy, to tłumaczy, czemu w ogóle uprawiałam z nim seks. Powinnam to gdzieś zgłosić? Przecież później już chyba całkiem trzeźwa poszłam z nim na kolacje. Lysander po naszej kłótni poszedł pierdolić się z Li i pewnie dlatego była dla mnie taka milusia. A myślałam, że siedział u rodziców. Więc Lysander wszystko mi wybaczył? Z drugiej, czy ja wybaczam jemu?
     Zerwałam się na równe nogi.
     - Riley. - Kastiel odwrócił wzrok jak tylko złapaliśmy kontakt. - Zamierzasz to zgłosić? - Po głosie słyszałam, że jest totalnie załamany. - Ja... - Spojrzał gdzieś ponad moją głowę, najwyraźniej widząc na niebie coś co było na tyle interesujące, że postanowił badać to chwilę wzrokiem nim znów się odezwał. - Wiem, że nie ma to teraz dla ciebie znaczenia, bo cię skrzywdziłem, ale są powody dla których nie chcę, żebyś udała się na policje.
     - Bo zniszczę ci przyszłość? - Warknęłam tylko oburzona faktem, że nic sobie nie robi z tego, że cała ochota na seks z nim jaką wtedy posiadałam była spowodowana podaniem mi ekstazy. Milczał jeszcze chwilę.
     - Bo jestem w tobie zakochany. Liczyłem, że może uda nam się kiedyś być razem czy coś...
     - Nie wierze Kastiel. To co mówisz jest po prostu żałosne! Zniszczyłeś mi życie i teraz liczysz na związek czy coś? Przecież ta głupia kłótnia z Lyśkiem była przez ciebie! To Ty powiedziałeś mi, że kręci z Rozalią! - Wybiegłam z altanki. Wiem, że Kastiel ruszył za mną szybkim krokiem, wiec przyspieszyłam. Wszystko co działo się teraz w mojej głowie było tak niepoukładane. Widziałam wszystko. Pierwsze spotkanie z Lyśkiem i Kastielem. Niewyobrażalne szczęście jakie poczułam, gdy okazało się że Lysander chodzi do liceum które wybrałam. Bal dobroczynny organizowany przez rodziców Alexego, na który Lysiek mnie zaprosił i gdzie pierwszy raz mnie pocałował. Nasz pierwszy raz, wspólną naukę, moment kiedy zdał prawo jazdy. Wszystkie wspomnienia do mnie wracały. Nie chciałam, żeby to się skończyło. Wiem, że to będzie ciężkie, ale wybaczę mu seks z Li.
     Zobaczyłam Lysandra kiedy był już prawie przy ulicy, za bramką parku. Przyśpieszyłam jeszcze bardziej i zatrzymałam go na środku jezdni.
     - Mam w dupie, że pieprzyłeś Li! - Łzy ciekły mi po twarzy tak bardzo, że przecieranie ich ręką mnie miało sensu. - W dupie mam to, że sobie nie wybaczysz! Nie chce żebyś kończył to wszystko!
     - Riley, ja - Wyciągnął dłoń w moją stronę a potem...
     Wszystko stało się bardzo szybko usłyszałam głośny klakson i poczułam silne ramiona Lysandra wokół mojej talii, gdzieś w oddali chyba Kastiel krzyknął moje imię. Zanim poczułam przeszywający całe ciało ból i usłyszałam swój jęk, zdążyłam jeszcze odwrócić głowę i zobaczyć wielki, rozpędzony biały tir jadący w naszą stronę.

     Pamiętam całe to wydarzenie bardzo dokładnie. Tri, Ril krzycząca coś do Lysandra, klakson, mój krzyk a potem dwa ciała splecione w uścisku, lecące z impetem kilkanaście metrów do przodu, pod wpływem uderzenia.
     To był idealny związek, nim wtrąciłem się między nich, ale chciałem po prostu mieć ją dla siebie, na zawsze, na własność. Gdybym to wszystko rozegrał inaczej. Gdybym w porę powiedział jej co czuje, zamiast ją zlewać i tym samym pozwalać, żeby to do Lyśka się zbliżyła, może teraz siedzielibyśmy gdzieś w na plaży, opaleni i roześmiani, z Lyśkiem, który byłby tylko przyjacielem.         Może rodzice dziewczyny którą kocham nie musieli by się decydować, z myślą, że wszystko było między nimi dobrze, na pochowanie swojej jedynej córki w grobie, z chłopakiem, który zapewne kochał ją tak samo mocno jak ja, a którego ja nienawidziłem.
     A może najlepiej dla niej było by gdyby w ogóle mnie nie poznała...
___________________________________________________
* Heterochromia Iridium - Występuje wówczas, gdy obie tęczówki mają inną barwę.

Jak widzicie, albo może nie, bo może jesteście tu pierwszy raz, ten One Shot został poprawiony. Myślę, że pierwowzór był fajnym pomysłem, ale za słabo napisanym. Nie pisałam ze dwa lata, dużo czytałam, analizowałam i mam nadzieje, że teraz mój styl troszkę się poprawił. staram się w końcu skupić nie tylko na dialogach, ale przede wszystkim na opisie sytuacji i interpunkcji której szczerze nienawidzę ;D
Pozostawiam wam moje wypociny do oceny ;D
Pozdrawiam.
~ Riley

wtorek, 3 kwietnia 2018

Ogłoszenie ;)

     Hej!
     Nie wiem, czy ktokolwiek to zauważy, więc postanowiłam zrobić ogłoszenie, dziś poprawiłam pierwszy One Shot - Riley X Kastiel.
     W najbliższych dniach pojawi się również poprawiona wersja Riley X Alexy.
     Skąd pomysł na poprawę i odświeżenie? Tak więc nigdy nie byłam jakaś dobra w pisaniu a pisać chciałam zawsze. Czytając te opowiadania nabrałam weny na nowo, z tym tylko, że pomysł mi się podobał, poprzednie wykonanie - nie koniecznie.
     Oczywiście pojawią się też nowe opowiadania. Dokąd nie wymyślę porządnej historii na pewno nie zdecyduje się na nic dłuższego, więc na ten moment mogę wam obiecać tylko One Shoty.
     Jestem właśnie w trakcie pisania opowiadania Riley X Nataniel.
     W każdym razie, nie zajmuje więcej czasu, pozdrawiam i po poczytania!

~ Riley