Odwróciłam twarz w stronę Melanii, nie będąc dłużej w stanie słuchać o jej ocenach i jakże wspaniałych koleżankach, które są przecież I D E A L N Y M, cokolwiek to znaczy, wzorem do naśladowania dla każdego.
- Mogłabyś na trochę się przymknąć? - Wyszczerzyłam w krzywym uśmieszku moje idealnie proste zęby, które odziedziczyłam po ojcu. Zauważyłam, że rozmyśla nad jakąś ciętą ripostą przy której nie wyraziłaby się nieodpowiednio przy rodzicach, bo w końcu musi na każdym kroku pokazywać im jaka jest idealna.
- Jaki masz problem z tym, że mam o czym opowiadać? Zacznij mieć jakieś osiągnięcia to i ty będziesz mogła rozmawiać jak normalny człowiek. - Zarzuciła swoje ufarbowane na brązowo włosy na plecy i zrobiła tą śmieszną minę, którą wraz z Klementyną nazywałyśmy szczurzym marszczeniem nosa.
- Przestańcie się kłócić, jesteśmy już prawie na miejscu. - Jak zawsze odezwała się nasza rodzicielka, która nie dopuszcza nigdy do większych kłótni. Przeważnie robi nam wykład o tym jak ważne są więzi rodzinne, bla bla bla i bla bla.
Pochwyciłam spojrzenie taty w lusterku. Uśmiechał się lekko, to taki jego odruch kiedy chce mi dodać otuchy po kłótni z Melanią czy matką. Oczywiście kłótnia z tą pierwszą zawsze kończy się opieprzem przez tą drugą. Tyle o ile wszelkie zatargi z Melanią mi wiszą, tak z matką jednak kłócić się nie lubię, zawsze była wzorem do naśladowania, miła, pewna siebie i zdolna. Lubie kiedy mówi, że i ja mogę osiągnąć wszystko to co i ona posiada.
Wybudziłam się ponownie przez jakiś hałas po mojej lewej.
Co było dalej? Nie mogę sobie przypomnieć, wszystko przypomina mi się dopiero we śnie. Więc dlaczego znowu ciekną mi po twarzy łzy?
- Proszę pani, ona płacze? - Gdzieś w oddali usłyszałam głos Klementyny.
Ponownie czułam, że Morfeusz chwyta mnie w swoje ramiona. Jeszcze chwila Riley, dasz radę nie zasypiać, porusz się!
- Mówiłam ci, żebyś nazywała mnie ciocią, tak będzie milej. - Nie wiedziałam kto wypowiedział to zdanie, w każdym razie nie miałam nawet czasu się zastanowić, bo znów zasnęłam.
Nagle gdzieś za nami rozległ się przeraźliwy huk, usłyszałam też intensywne zgrzytanie metalu o metal.
- O kurwa!- Tata nie był w stanie zapanować nad bluźnierstwem. Puścił pod nosem siarczystą wiązankę, skręcił gwałtownie i dopiero teraz udało mi się dostrzec zderzające się za nami samochody. Coraz bliżej.
- Szybciej! - Wykrzykiwała mama, panicznie mocując się z pasem. Boże, czy ona go nie zapięła?!
Zarejestrowałam jeszcze moment w którym ojciec uderzył w drzewo.
- Riley?! - Poczułam jak ktoś szturcha mnie w ramie. - Boże ciociu poruszyła się! - Tym razem głos Klementyny był nie do zniesienia. W głowie mi huczało, cały czas słyszałam odgłos uderzania samochodem w drzewo.
-Cicho bądź.- Wychrypiałam. O dziwo udało mi się w końcu rozewrzeć powieki. Światło oślepiło mnie tak bardzo, że automatycznie ponownie je zamknęłam. Zmusiłam się do szybkiego i bardzo częstego mrugania, starając się przy okazji mieć jak najdłużej otwarte oczy.
Klementyna siedziała po lewej stronie mojego łózka, twarz zaczerwienioną miała od płaczu. Za jej plecami stała jakaś nieznana mi kobieta. Postawna, lekko przy kości, włosy miała brązowe z pofarbowanymi na czerwono końcówkami. Uśmiechała się przyjaźnie.
- Cześć Riley, mam na imię Valeria i póki co będę waszą opiekunką. - Pochyliła się i poprawiła moją białą, jak się mogę domyśleć po wystroju pokoju, szpitalną kołdrę. - Pozwól, że opowiem ci wszystko później a teraz zawołam lekarza, ok?
- Ok. - Odparłam tylko.
Przez kilka kolejnych dni Valeria się nie pojawiła. Klementyna i Melania również. Nikt nie chciał mi też powiedzieć nic na temat mamy i taty. Lekarze unikali odpowiedzi, pielęgniarki robiły tylko pocieszające uśmieszki. Trzeba by być idiotką, żeby nie domyśleć się, że wszystko jest nie tak jak powinno.
Stałam obok szpitalnego łóżka, ubrana w to co znalazłam w płóciennej czarnej torbie z błyskawicą, mojej ale porzuconej przeze mnie lata tamu gdzieś w czeluściach mojej szafy. Ktoś naszykował dla mnie świeżą koronkową bieliznę, wyciągając ją modliłam się, żeby nie okazało się, że pakował to tata, czarną koszulkę na ramiączka, czarną siatkę z tiulu, moje ulubione czarne trampki i jasne znoszone dżinsy. Siatka, mimo upału okazała się znakomitym pomysłem, niby trochę lepiła się do ciała, ale maskowała zadrapania i siniaki.
Za oknem oczywiście świeciło słońce, niebo było bezchmurne i raczej nic nie wskazywało na żadne ochłodzenie się. I dobrze w końcu stąd wyjdę i pooddycham świeżym powietrzem. Upalnym gęstym, ale świeżym.
- Och! Ledwo skończyło się śniadanie a Ty już gotowa? - W progu mojego pokoju stanęła młoda, dość ładna pielęgniarka, o długich blond włosach spiętych w niskiego koka.
Przez ostatnie sześć dni to właśnie ją widziałam tutaj najczęściej. Czasem przychodził też lekarz, starszy, siwy, krępy pan ze śmieszną wadę wymowy, uniemożliwiającą mu poprawne wymówienie litery r.
- Tak, wiadomo już kiedy ktoś po mnie przyjdzie? Chciałabym stąd w końcu wyjść. - Uśmiechnęłam się lekko przekrzywiając głowę w bok, przy okazji wsunęłam za ucho niesforny kosmyk.
- Ym, więc tak. Pani psycholog czeka na ciebie w tak zwanej bawialni. Widzisz, wypadałoby żebyś w końcu dowiedziała się co stało się tamtego dnia Riley. - Popatrzyła na mnie a na jej twarzy dostrzegłam mieszaninę troski i współczucia. To nie wróży nic dobrego.
- Prowadź. - Stuknęłam się bezradnie otwartą dłonią w bok uda, po czym ruszyłam za miss pielęgniarek.
Gdy dotarłam na miejsce zobaczyłam za szklanymi drzwiami pokoik wypełniony małymi krzesełkami i stolikami, dywan był oczywiście taki sam jak u większości małych chłopców, z wydrukowanym miastem i ulicami, dobry do zabawy samochodzikami. Na regałach piętrzyły się książki z bajkami dla dzieci, gdzieniegdzie walały się klocki i pluszowe misie. Na szklanych drzwiach przyklejono różową kartkę z wypisanym zielonym flamastrem słowem "Bawialnia". W rogu pomieszczenia dostrzegłam czerwoną, skórzaną kanapę, postawioną tam zapewne dla rodziców bawiących się malców, w tym momencie zajęta jednak była przez rudą, szczupłą i bardzo elegancką kobietę. W pomieszczeniu oczywiście nie było żadnych dzieci.
Poczułam jak pali mnie cała twarz, więc instynktownie dotknęłam dłonią obitego policzka. W końcu zebrałam się na odwagę i nacisnęłam klamkę.
- Powodzenia. - Rzuciła za mną smutnym głosem pielęgniarka.
*********************************************************
Mam nadzieję, że spotkamy się też przy rozdziale pierwszym♥
To do poczytania!
~Riley
Zajebiste. ;) Czekam na c.d.
OdpowiedzUsuńZdajesz sobie sprawe, ze epilog pisze sie na koncu opowiadania? A na początku jest prolog...?
OdpowiedzUsuńWitaj. Tak... chyba jakoś się zamieszałam w nazewnictwie ;/ W kazdym razie bardzo dziekuje za wylapanie mojego błędu, pozdrawiam!
UsuńWróciłam jak mówiłam!
OdpowiedzUsuńCierpię na niedosyt opowiadań ze słodkiegoflirtu, a przecież to uniwersum tyle oferuje autorom, wystarczy się w nie zagłębić! W każdym razie, cieszę się, że tu jestem, bo zapowiada się ciekawie :)
Piszesz ładnie, schludnie, styl jak najbardziej na plus. Riley wydaje się interesującą osobą i mam nadzieję, że w kolejnych rozdziałach zostanie nam nieco bardziej przybliżona jej postać ^^"
Sam prolog... cóż, dość zaskakujący? xD Nie do końca wiem co się dzieje, z tym psychologiem, z głupią Melanią i Klementyną i z całym tym ,,w końcu się dowiesz co się stało tamtego dnia". Okej, I'm ready, też się chętnie dowiem. c:
Z mojej strony pozdrawiam ciepło i pod spodem dwie literówki które wyłapałam:
W pierwszym akapicie popraw ,,nie możliwy" na ,,niemożliwy" :)
I ,,mogła byś" na ,,mogłabyś" :D
Buziaki!
Jej <3 Ktoś kto nawet wypisze mi błędy, istny skarb *.*
UsuńBardzo się cieszę, że tu jesteś i dziękuję za ciepłe słowa <3
Buziaczki <3